Od dwóch dni leżę chora w łóżku, bo to już chyba taka
tradycja, że jak zaczynają się ferie to ja muszę być przeziębiona. No ale coś
trzeba leżąc w tym łóżku robić. Na szczęście kanał telewizyjny Blink chyba się domyślił,
że mam za dużo wolnego czasu i prawie przez cały dzień puszczają Ready Steady Cook.
Nie ma nic lepszego niż maraton z tym programem.
Na Ready Steady Cook trafiłam kilka miesięcy temu i od tego
czasu jak tylko akurat skacząc po kanałach trafię na jakiś odcinek to zawsze
się zatrzymuję i go oglądam. Program jest prowadzony przez niezwykle
charyzmatycznego Ainsleya Harriotta i polega na rywalizacji dwóch zespołów.
Zapraszane są dwie osoby, które przynoszą ze sobą zakupy (muszą się zmieścić w
określonej cenie 5 lub 10 funtów) i kucharz razem z gościem przez dwadzieścia minut
przyrządza dania z przyniesionych składników. Drużyna Zielonej papryki i
Czerwonego pomidora rywalizują ze sobą, a zwycięzcę wybiera publiczność poprzez
podniesienie do góry tabliczki z odpowiednim kolorem. Ten kto dostanie więcej
głosów wygrywa 100 funtów (znaczy się gość nie kucharz) i często się zdarza,
że przekazują to na jakiś szczytny cel. Następnym etapem programu, już bez
gości, jest błyskawiczna paczka. Prowadzący wyciąga z reklamówki kilka składników i kucharze muszą powiedzieć
co by z nich przygotowali. Potem publiczność głosuje, który z nich bardziej ich
przekonał i jeden z kucharzy zostaje szefem a drugi pomocnikiem. Na tą część
mają tylko dziesięć minut. Pomaga im również prowadzący, który też potrafi
dobrze gotować.
Kucharzy jest kilku i w różnych odcinak są inaczej dobrani.
Najbardziej lubię kiedy rywalizuje Gino D’Acampo z Lesley Waters. Uwielbiam
kiedy żartują i dogryzają sobie
wzajemnie. Oprócz tego jest też wielu innych kucharzy m.in. James Martin, Paul
Rankin, Tony Tobin, Steven Sunders itd. Najbardziej podobają mi się pomysły
Gino D’Acampo i to w jaki sposób opowiada on jak przygotowuje jakieś danie. Poza
tym ma świetny włoski akcent i jego angielski brzmi zabawnie.
Ten program ma aż 21 serii, a niektóre mają nawet ponad 100
odcinków. Wyobrażacie to sobie!? Pierwsze epizody były transmitowane już w 1994
roku. Nie widziałam żadnego z tych początkowych odcinków, ale za bardzo mnie do
nich nie ciągnie, bo wtedy był jeszcze inny prowadzący, a bez Ainsleya
Harriotta to nie to samo. Ten facet naprawdę nadaje się do tego programu. Swoja
drogą ciekawa jestem skąd on bierze te różnokolorowe koszule, bo niektóre są
bardzo dziwne i specyficzne. W telewizji teraz akurat transmitują 16 serię, ale
kiedyś może się skuszę i obejrzę jakiś
odcinek z lat dziewięćdziesiątych.
Uwielbiam ten program także za pomysłowość kucharzy. Oni po
kilku sekundach patrzenia na produkty już wiedzą co z nich zrobią. Ja bym nad
tym myślała przez pół dnia. Ich pomysły rzadko się powtarzają i prawie wszystkie
wyglądają przepysznie. W Ready Steady Cook można podpatrzeć parę fajnych
pomysłów. Nauczyłam się dzięki nim obierać w bardzo fajny sposób pomarańcze i awokado. Program jest idealny na
poprawę humoru, bo prowadzący i kucharze zachowują się bardzo swobodnie i
powodują u publiczności i telewidzów uśmiech na twarzy. Więc jeśli będzie wam się
nudzić, a będziecie mieli ochotę obejrzeć jakiś program kulinarny i przy tym
dobrze się bawić do zapraszam do oglądania Ready Steady Cook. Włączcie w
telewizji kanał Viacom Blink (tam naprawdę prawie przez cały dzień leci ten
program) albo poszukajcie sobie odcinków w Internecie. Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz